sobota, 23 kwietnia 2016

Frankenstein z Ząbkowic Śląskich


     Nie jest znana dokładna data budowy zamku w Ząbkowicach Śląskich. W XIII wieku warowny gród mógł założyć w tym miejscu Bolko I Surowy. Pierwsze wzmianki o kamiennej warowni pochodzą z 1321 roku, a więc zamek musiał powstać przed tym rokiem, a jego budowę najprawdopodobniej rozpoczął książę Bernard Świdnicki. Zmienne koleje losu nie były dla warowni łaskawe. Obiekt był wielokrotnie oblegany, a w okresie wojen husyckich, kiedy właścicielami byli Luksemburczycy, po raz pierwszy zniszczony. Kolejnym właścicielem był ród Podbieradów. Za czasów Jerzego- przyszłego króla czeskiego, przeprowadzono modernizację umocnień. Nie uchroniło to jednak zamku przed atakiem zbuntowanych mieszkańców Wrocławia, Nysy i Świdnicy, którzy zdobyli i zniszczyli zamek. W 1524 roku z inicjatywy Karola I Podbieradowicza, obiekt został przebudowany na renesansową rezydencję, a prac doglądał architekt Kazimierza Jagiellończyka Benedykt Ried. Kolejne lata to pasmo ciągłych walk ,podczas których zamek wielokrotnie był szturmowany przez wojska cesarskie i szwedzkie. W 1646 roku, kiedy Austriacy zdobyli twierdzę. Jeden z dowódców kazał ją nawet częściowo wysadzić. Niektóre części zniszczonego budynku odbudowano i umieszczono w nich siedzibę starosty ziemskiego. Mimo tego jego stan ciągle się pogarszał, a dzieła zniszczenia dopełnił pożar z 1784 roku. Z zamkiem oraz miastem związana jest historia ząbkowickich grabarzy i straszliwego monstrum zwanego Frankensteinem. Od początków swojego istnienia aż do 1945 roku Ząbkowice Śląskie nosiły nazwę Frankenstein. Pochodziła ona najprawdopodobniej od założycieli miasta pochodzących z Frankonii. Cofnijmy się jednak nieco wstecz. Na początku XVII wieku w mieście wybuchła straszliwa epidemia dżumy. Zmarła wtedy prawie 1/3 wszystkich mieszkańców. Jak się później okazało wszystkiemu winni byli miejscowi grabarze, którzy z wykopanych zwłok preparowali specjalnie przygotowane trucizny. Rozsypywali je następnie na polach, a także w mieście, powodując śmierć wielu niewinnych ludzi. Dlaczego to robili? Powód jest prosty. Im więcej trupów, tym więcej pracy, a co za tym idzie więcej zysków. Szajka grabarzy, okradała też podobno domy zmarłych oraz ich grobowce. Cała ta historia została opisana w kronice miasta prowadzonej przez jego burmistrza- Marcina Koblitza. Wspominał on w niej, że w śledztwo zaangażowany był nawet zespół specjalnie sprowadzonych lekarzy. Proces, który odbył się 20 września 1606 roku ostatecznie obarczył winą szajkę grabarzy złożoną z pięciu mężczyzn i trzech kobiet. Przyznali się oni ponadto do tego, że wykopywali zmarłe kobiety w ciąży, aby rozcinać im brzuchy i zjadać serca nienarodzonych płodów, czy hańbienia dziewek na ołtarzu miejscowego kościoła oraz wielu innych strasznych czynów. Większość z przewin była jednak wykrzyczana pod wpływem tortur jakim byli poddani. Przestępcy zostali skazani na śmierć przez okaleczenie i spalenie żywcem. Podczas męki jakiej byli poddani, miażdżono, łamano i urywano im poszczególne części ciała. Podczas krwawego spektaklu wśród tłumu zdało się słyszeć okrzyki ,,mordercy!”, ,,zbrodniarze!”, ,,wysłannicy diabła!”, aż w końcu ktoś krzyknął potwory z Frankensteinu. O całej sprawie w swoich kazaniach opowiadał także proboszcz Samuel Heinnitz. Jego przemowy zostały spisane i wydane w 1609 roku pod tytułem „Historia prawdziwa o kilku wykrytych i zniszczonych trucicielskich dziełach diabelskiego łowcy w czasie zarazy roku 1606 w mieście Frankenstein na Śląsku”. Od tamtej pory ośmiu zbrodniarzy sprowadzono w opowiadaniach do jednej postaci. Diabelskiego łowcy, który opanowywał ludzkie umysły i zabijał niewinne istnienia. Upodobał on sobie za siedzibę ząbkowicki zamek, a nazwany został Frankensteinem. Wydarzenia, które miały miejsce w Ząbkowicach zostały opisane w jednym z numerów popularnej gazety wydawanej w Augsburgu „Newe Zeyttung”. Historia poszła więc w świat, a to jak twierdzą niektórzy nie był jej koniec. Są zwolennicy teorii, która mówi, że historia z Ząbkowic Śląskich zainspirowała brytyjską pisarkę Marię Shelley do napisania jej największego dzieła „Frankenstein czyli nowoczesny Prometeusz”. Książka powstała w 1818 roku i opowiadała historię Wiktora Frankensteina. Studenta, który odkrył umiejętność ożywiania materii i stworzył ze zwłok zebranych na cmentarzu przeraźliwe monstrum. Potwór będąc samotnym i nieszczęśliwym mścił się na swoim twórcy, aby ostatecznie popełnić samobójstwo. Śmiało można więc stwierdzić, że pewne fakty idealnie zgadzają się ze sobą. Jakim jednak cudem młoda Maria mogła ponad 200 lat później przeczytać lub usłyszeć ową historię. Teoria o ząbkowickim Frankensteinie ma i na to wytłumaczenie. Maria dość często podróżowała do Szwajcarii. Tam podczas jednego ze spotkań wraz z mężem, ich przyjacielem - lordem Jerzym Gordonem Byronem oraz doktorem Janem Polidorii rozmawiali o wampirach i zjawiskach nadprzyrodzonych. Autorka twierdzi, że skutkiem tej dysputy był sen, w którym powstała historia, następnie spisana na karty książki. Jednak bardzo prawdopodobne jest, że doktor Polidorii, który lubował się w tego typu opowieściach ( sam napisał później jedną z pierwszych książek o wampirach) przyniósł na to spotkanie rozmaite materiały traktujące właśnie o zjawiskach nadprzyrodzonych. To właśnie wśród  nich miała być spisana m.in. historia ząbkowickich grabarzy. Jak było naprawdę, tego już nigdy się nie dowiemy.

piątek, 22 kwietnia 2016

Duch błazna z Bolkowa


      Ruiny zamku górują nad okolicą, położone na wyniesionym na 396m n.p.m wzgórzu, którego strome zbocze opada ku prawemu brzegowi Nysy Szalonej. Budowę warowni rozpoczął w XIII wieku Bolesław II Łysy, zwany Rogatką. Po jego śmierci 1378 roku, jego syn, książę świdnicko-jaworski Bolko I kontynuował budowę zamku. To właśnie na jego cześć obiekt nazwano Bolkowem. Kolejnej przebudowy dokonywali kolejno książę Bernard i Bolko II Mały, którego bezpotomna śmierć spowodowała, że zamek na wiele lat trafił do korony czeskiej. Z ostatnim z rodu Piastów związana jest smutna legenda. Młody Bolko zakochany był ogromnie z pięknej córce rycerza Lottara, Kunegundzie. Jego ojciec nie mógł pozwolić na to małżeństwo, ponieważ ważniejszy był mariaż polityczny, a młodzieńcowi została już wybrana austriacka księżniczka Agnieszka. Młody książę nie mógł pogodzić się z tą myślą, która ciągle zaprzątała mu głowę. Jego matka postanowiła, że wyśle gdzieś z daleką misją Lottara, gdzie następnie podstępnie uwięzi. Kunegundę natomiast zamknie w klasztorze , gdzie świat o niej zapomni. Bolko był wielce zasmucony wieścią, że jego ukochana wraz z ojcem zaginęli, zgodził się więc w końcu na ślub. Matka bojąc się, że prawda wyjdzie na jaw, postanowiła pozbyć się byłej ulubienicy syna. Wynajęła w tym celu zielarza, który miał sporządzić śmiertelną truciznę. Ten przekazał zadanie swojemu uczniowi Jakubowi, który nieświadom był tego co ma uczynić. Młodzieniec odkrywszy spisek poinformował o nim przełożoną klasztoru. Na jej rozkaz urządzona została mistyfikacja, a w klasztorze zakopano pusta trumnę. Kunegunda natomiast przeniosła się do Jakuba, podając się za jego bratanicę. Dziewczyna cały czas miała w sercu swego ukochanego, dlatego bardzo chciała się dowiedzieć o nim czegokolwiek. Jakub, który chciał jej pomóc, postanowił, że zostanie błaznem w służbie księcia. Księżna matka zmarła chwilę potem, a jej syn Bolko doczekał się potomka Bolesława. Wtajemniczeni w spisek postanowili, że więzienie Lottara jest już bezpodstawne. Rycerz dowiedziawszy się, że jego córka została otruta, a za wszystkim stoi niecny błazen, postanowił zemstę. Dokładnie 29 lipca 1367 roku niepostrzeżenie dostał się na zamek. Tam zobaczył Jakuba bawiącego się z chłopczykiem. Nie wahając się długo podbiegł do nich i wymawiając słowa: ,, Twój syn za moja córkę” zabił dziecko toporem. Zdesperowany ojciec nie wiedział, że to syn księcia i że błazen uratował jego córkę. Oszołomiony Jakub, nie wiedząc co ma począć, powiedział, że przypadkiem trafił dziecko cegłą. Na nic pomogły tłumaczenia, chłopak został skazany i chwile potem ścięty. Lottar dowiedział się jednak od matki Jakuba jak wyglądała prawda. Rycerz był bardzo przejęty, ale jednocześnie szczęśliwy, że jego córka jest cała i zdrowa. Duch nieszczęsnego Jakuba do dzisiaj pojawia się na murach zamku w Bolkowie, a tułaczka jego duszy ciągle trwa. Sam Bolków został odbity Czechom przez króla Węgierskiego Macieja Korwina w 2 połowie XV wieku, a odzyskał go Władysław Jagiellończyk. XVII wiek, a w nim wojny ze Szwecję bardzo mocno zniszczyły zamek. Jego uwcześni właściciele Zeidlitzowie postanowili sprzedać w 1703 roku, będący w ruinie zamek, cystersom. Kolejne lata to m.in. burze, które kolejno niszczyły obiekt, a także panowanie pruskie, podczas którego zamek popadł w jeszcze większą ruinę, stanowiąc nawet materiał pod budulec. Ponownie zainteresowano się obiektem tuż po II wojnie światowej, powstała na zamku filia muzeum wrocławskiego, a w 1957 rozpoczęto prace konserwatorskie.

wtorek, 15 marca 2016

Duch setnika z Kliczkowa


    Zamek w Kliczkowie powstał nad rzeką Kwisą, w 1297 roku z inicjatywy księcia świdnicko- jaworskiego Bolka I Surowego. Drewniano- ziemna warownia była pod panowaniem śląskich Piastów do połowy XIV wieku, od kiedy obiekt już na trwałe w swojej historii przeszedł w panowanie niemieckich rodów. Najpierw wszedł w posiadanie rodu von Kittlitz, a potem von Zeidlitz. Nikt z nich nie zadomowił się jednak na tych ziemiach na długo. W 1391 roku, Kliczków kupił Henryk von Rechenberg. I to właśnie jego ród na trwałe wpisał się w historię zamku, władając nim aż do 1631 roku. Do obecnego wizerunku  zamku przyczynili się dwaj jego członkowie. Najpierw Kacper Średni, który przekształcił zamek w piękną renesansową rezydencję, a później jego syn Kacper Młodszy, który dokończył dzieło ojca, a sam stał się jednym z najbogatszych ludzi na Śląsku w tamtych czasach. Kres panowania Rechenbergów na tych ziemiach przyniosła wojna siedmioletnia, która przez okres swojego trwania, wyrządziła wiele zniszczeń. Wtedy też w okolicy stacjonowały wojska marszałka cesarskiego Albrechta von Wallensteina łupiąc i grabiąc całą okolicę. Ostatni z panujących Rechenbergów- Hans Wolf,  w wyniku braku środków na utrzymanie rezydencji, zmuszony był sprzedać ją. Pierwszym rodem, który przejął zamek była rodzina von Schellendorf, która na wskutek długotrwałego procesu spadkowego straciła go na rzecz von Frankenbergów. To właśnie w okresie ich rządów rezydencja w Kliczkowie uległa wielu modyfikacjom wewnątrz budowli. Zbudowano także barokowe fontanny nową bramę, zwaną Lwią, czy stworzoną piękna aleje lipową. W 1747 roku obiekt ponownie zmienił właściciela. Został nim Seyfried von Pomnitz. Właściciel wielu majątków na terenie Polski wkrótce zmarł. Wdowa po nim wyszła ponownie za mąż. Wybrańcem był baron Jan Christian zu Solms-Barutz, a jego rodzina mieszkała w Kliczkowie aż do II wojny światowej. W XIX wieku jeden z członków rodu Solm- Tecklenburg przebudował obiekt w stylu empire, wznosząc m.in. neogotycką wieżę. Po 1945 roku zamek popadał w ruinę aż do 2000 roku, kiedy został wykupiony przez prywatnego inwestora. Nowy właściciel odrestaurował go we wspaniały sposób i otworzył prężnie działający hotel. Jednym ze stałych mieszkańców Kliczkowa jest duch setnika. Widmo to pamięta jeszcze czasy, kiedy na tych ziemiach panowali Piastowie. Jak głosi legenda. Zamek w panowanie od Bolesława Krzywoustego dostał rycerz Tomir. Władca nakazał poddanemu za wszelką cenę bronić zachodnich granic, a żeby związać go na stałe z ziemią, zeswatał go z młodą, ale już wdową, córką jednego z rycerzy księcia kaliskiego. O ile pierwsza decyzja władcy była bardzo trafna, małżeństwo rycerza, z kobietą z rodu Topolczan nie do końca. Minęły 2 lata, a Tomir z rozkazu Krzywoustego, musiał jechać z władcą na północ tłumić bunt Pomorzan. Pod jego nieobecność pieczę nad zamkiem miał sprawować setnik wojsk Bolesława, pochodzący z Czech Bogdar. Młodszy od męża zarządca, był piękny i przystojny. Nie brakowało mu dworskiej ogłady, która była obca Tomirowi. Pięknie śpiewał, recytował wiersze, a jego uwodzicielskie spojrzenia rozkochały w sobie żonę rycerza. Ich romans trwał na dobre, a Bogdar czuł się na zamku jakby był jego prawowitym panem. Wszystko to zmieniła wieść o powrocie Tomira ze zwycięskiej wyprawy na Pomorzan. Kochankowie nie wyobrażali sobie jak będą teraz mogli żyć bez siebie. Postanowili skrycie urządzić zasadzkę na wracającego męża. Niczego nie spodziewający się rycerz został zaskoczony i pojmany w okolicach rzeki Szprotawy. Pod osłoną nocy Bogdar przewiózł go do zamkowego lochu, a tam przykuł do ściany. Setnik wysłał do Krzywoustego list, w którym pisał, że podczas drogi powrotnej Tomir został zaatakowany. Jako dowód tego zajścia, wysłał jego zakrwawione odzienie. W tą historię uwierzył nawet biskup, który zgodził się na ponowny ślub wdowy po rycerzu. Huczne weselisko trwało ponad tydzień, a biedny więzień, musiał słuchać jego dźwięków. Tomir spędził w lochach aż 10 lat, jednak wciąż nie poddawał się i pałał żądzą zemsty. Pewnego razu setnik poprosił brata rycerza, aby ten przez okres jego wyjazdu sprawował władzę z zamku. Tomir postanowił wykorzystać tą okazję. Prosław, bo takie było jego imię, był bardzo chciwy. Rycerz zaproponował mu w zamian za uwolnienie zakopaną w ogrodzie skrzynię kosztowności. Brat uwierzył, jednak zamiast bogactw otrzymał uderzenie łopaty w głowę. Uwolniony Tomir odzyskawszy siły poczekał na wracającą, zdradziecką parę. Złapany przez niego Bogdar wraz z byłą żoną został zamurowany w jednej z cel. Rycerz początkowo chciał ich zagłodzić na śmierć, ale odstąpił od tego pomysłu. Jak mówi legenda, uwięzionego Czecha tak bardzo irytowało zrzędzenie kobiety, że sam postanowił zagłodzić się na śmierć. Czasy śląskich Piastów minęły, ale widmo wychudzonego setnika wciąż błąka się po zamku i ogrodach go okalających.