Pierwsze wzmianki o drewniano-
kamiennym grodzie w Tucznie pochodzą z XIII wieku. Wtedy też ziemię tą na
własność przejął Hasso von Wedel, członek znanego rodu ze Szlezwiku- Holsztynu.
Zamek w Tucznie został zbudowany na wzniesieniu pomiędzy dwoma jeziorami:
Tucznem i Zamkowym, a jego budowa rozpoczęła się w 1338 roku. Wedlowie dość
szybko ulegli spolszczeniu, zmieniając także swoje nazwisko na takie, które
kojarzone będzie z Tucznem, czyli Tuczyńscy.. Zwierzchnictwo Kazimierza
Wielkiego uznali w 1365 roku, a w 1391 roku swoje ziemie przyłączyli do Korony.
Ród Wedlów- Tuczyńskich zasłużył się dla kraju wydając na świat wiele znanych
osobistości. Na przełomie XVI – XVII wieku hetman polny Stanisław przebudował
rodzinny zamek na renesansową rezydencje, a w następnym wieku fasady budynków
otrzymały barokowy wygląd. Po wygaśnięciu rodu Wedlów- Tuczyńskich obiekt
trafiał w różne ręce, co przyczyniło się do jego powolnego niszczenia. Zamek w
latach 70 XX wieku miał jednak szczęście zostać odnowiony po wojennych
zniszczeniach, a obecnie znajduje się w nim hotel. Swoją historię z obiektem
związały również dwa widma, których zakazana miłość zakończyła się tragicznym
finałem. Działo się to w XIV kiedy jeden z Tuczyńskich rządzących w Tucznie
wybrał sobie na żonę przedstawicielkę jednego ze znanych i szanowanych w
Wielkopolsce rodów. Jak to w tamtych czasach bywało młode panny często
zostawały czyimiś żonami z woli rodziców. Tak zapewne było i w tym przypadku.
Niedługo po ślubie młoda para straciła ze sobą kontakt i nie mogła dojść do
porozumienia. Ciągłe kłótnie nie wpływały pozytywnie na ich związek. Kiedy pan
zamku dostał wezwanie na krakowski dwór, jego małżonka skrycie nawiązała romans
z młodym sokolnikiem. ,,Kochankowie spotykali się we wschodniej strażnicy,
gdzie Pani dla niepoznaki kazała ustawić swe krosna i kołowrotek”[1].
Po kilku miesiącach Pan zamku w Tucznie wrócił i urządził polowanie na wodne
ptactwo w otoczeniu całego dworu. Podczas łowów doszło do nieszczęśliwego
wypadku. Pani chcąc trafić w stado ukrytych w zaroślach cyranek, ugodziła
strzałą swojego zalotnika. Sokolnik zmarł tego samego dnia. Tuczyńska wpadła w
ogromną rozpacz i nie mogła poradzić sobie z myślą, że zabiła swojego
ukochanego. Zamknęła się w swojej komnacie opłakując zmarłego i wpuszczając
tylko wybrane osoby. Jakiś czas później znaleziono ją martwą. Na zamku
szeptano, że dręczona wyrzutami sumienia sama otruła się. Jak było naprawdę,
tego nie wie nikt. Pochowano ją jednak z wszelkimi honorami w rodzinnym
grobowcu. Wtedy to właśnie na zamku zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Z wieży
dochodził stukot kołowrotka, w komnacie Tuczyńskiej same zapalały się światła,
a dopełnieniem tego było widmo Pani przemierzające zamkowe korytarze w białym
całunie. Miejscowi sokolnicy również skarżyli się, że były ptak zmarłego często
w nocy wydaje dźwięki takie, jakie wydawał na powitanie byłego właściciela.
Minęły lata, a pamięć o tej historii wciąż trwa. Aż do dzisiaj wciąż można na
zamku spotkać widma zakochanych. Białą damę i ubranego w zielony, myśliwski
strój młodego sokolnika.
[1] Haining P., Leksykon duchów. Warszawa 1990, str. 61