Potężna
ruina zamku w Ogrodzieńcu w przeszłości była największym zamkiem Jury Krakowsko
– Częstochowskiej. Obiekt wznosi się na najwyższym wzniesieniu Jury – Górze
Janowskiej (515,5 m n.p.m.). Pierwotnie w XII wieku za panowania Bolesława
Krzywoustego stał tu niewielki gród zwany ,,Wilczą Szczęką”. Swoją nazwę
zawdzięczał wyjątkowym walorom obronnym. Zewsząd otaczały go liczne skały,
tworzące naturalną ochronę. Na zamku panował wtedy ród Włodków herbu Sulima. Za
ich czasów doszło do pierwszego zniszczenia i splądrowania zamku podczas
najazdu tatarskiego w 1241 roku. Z ich
inicjatywy powstał tutaj wtedy
gotycki zamek z kamienia, który służył im jako siedziba rodowa aż do
1470 roku. W tym właśnie roku sprzedano zamek mieszczanom krakowskim
Salomonowiczom. Późniejsze koleje warowni często były bardzo zmienne i
dramatyczne przechodził on z rąk do rąk aż w 1523 roku trafił w ręce możnego
kupieckiego rodu z Niemiec – Bonerów. Pierwszym właścicielem był Jan Boner-
radca krakowski, bankier i doradca króla. Jego syn całkowicie przebudował
Ogrodzieniec. Usunął stare gotyckie mury, a pośród nich postawił wspaniałą
renesansową rezydencję, dorównującą przepychem i bogactwem samemu Wawelowi.
Wnuczka Seweryna Bonera Zofia wniosła zamek w posagu rodowi Firlejów, którego
jeden z potomków rządzący rezydencją, przebudował jej wnętrza, krótko przed
potopem szwedzkim, w stylu barokowym. Jednak najbardziej znanym i zapamiętanym
przez wszystkim właścicielem był Stanisław Warszycki, kasztelan krakowski,
który nabył obiekt od Andrzeja Firleja. Była to postać, która zapisała się w kartach
historii bardzo dwuznacznie. Z jednej strony był to człowiek o ogromnych
wpływach i fortunie, ,,pierwszy dostojnik Rzeczpospolitej, nigdy nie poddał się
Szwedom, od początku aż do końca potopu stojąc wiernie u boku Jana Kazimierza”[1].
Podczas oblężenia Częstochowy, to właśnie on pomagał księdzu Kordeckiemu w
odparciu sił nieprzyjaciela, a jego rodowa, świetnie ufortyfikowana warownia w
Dankowie, nigdy nie została nawet oblegana. Niektórzy śmiało twierdzą, że
kasztelan był pierwowzorem sienkiewiczowskiego Kmicica. Tyle jednak o dobrych
stronach Warszyckiego. Człowiek ten bowiem miał drugą, podłą naturę i słynął z
ogromnych okrucieństw wobec poddanych, których tortury sam często nadzorował.
Podobno zakatował na śmierć wszystkie swoje 3 żony, a jedną z nich publicznie
wychłostał. Kasztelan ,,narożna grotę na dziedzińcu ogrodzienieckiego zamku
kazał zamienić na kaźnię, zwaną odtąd męczarnią Warszyckiego”[2].
Jego córka żeniąc się z hrabią Męcińskim miała wnieść w posagu ogromne
bogactwa. Nikt jednak takowych nigdy na zamku nie odnalazł, a Stanisław podobno
ukrył je gdzieś w podziemiach. Co śmielsi twierdzą, że okrutny Pan utrzymywał
konszachty z diabłem i mimo, że dożył sędziwego wieku, nie umarł śmiercią
naturalną, lecz został porwany do piekła przez diabły, a tam zamieniony w
wielkiego czarnego psa. Z tą historią wiąże się zamkowa legenda, która mówi, że
Warszycki za swoje zbrodnie został zamieniony w straszną bestię o ognistych
oczach i złowrogim spojrzeniu. Jego dusza musi odtąd pokutować w ciele psa o
smoliście czarnej sierści i długim ciężkim łańcuchu, który przytwierdzony do
nogi, włóczy wszędzie za sobą. Nie było by w tej historii nic nadzwyczajnego,
gdyby nie to, że wiele osób już nie raz widziało tą potworną kreaturę, a nie
jeden turysta został w nocy z zamku przepędzony. W okolicy od dawnych czasów
przekazywana jest bowiem historia o tym, że duch strasznego Pana pilnuje
ukrytych prze siebie na zamku skarbów .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz