Nie jest znana dokładna
data budowy zamku w Ząbkowicach Śląskich. W XIII wieku warowny gród mógł
założyć w tym miejscu Bolko I Surowy. Pierwsze wzmianki o kamiennej warowni
pochodzą z 1321 roku, a więc zamek musiał powstać przed tym rokiem, a jego
budowę najprawdopodobniej rozpoczął książę Bernard Świdnicki. Zmienne koleje
losu nie były dla warowni łaskawe. Obiekt był wielokrotnie oblegany, a w
okresie wojen husyckich, kiedy właścicielami byli Luksemburczycy, po raz
pierwszy zniszczony. Kolejnym właścicielem był ród Podbieradów. Za czasów
Jerzego- przyszłego króla czeskiego, przeprowadzono modernizację umocnień. Nie
uchroniło to jednak zamku przed atakiem zbuntowanych mieszkańców Wrocławia,
Nysy i Świdnicy, którzy zdobyli i zniszczyli zamek. W 1524 roku z inicjatywy
Karola I Podbieradowicza, obiekt został przebudowany na renesansową rezydencję,
a prac doglądał architekt Kazimierza Jagiellończyka Benedykt Ried. Kolejne lata
to pasmo ciągłych walk ,podczas których zamek wielokrotnie był szturmowany
przez wojska cesarskie i szwedzkie. W 1646 roku, kiedy Austriacy zdobyli
twierdzę. Jeden z dowódców kazał ją nawet częściowo wysadzić. Niektóre części
zniszczonego budynku odbudowano i umieszczono w nich siedzibę starosty
ziemskiego. Mimo tego jego stan ciągle się pogarszał, a dzieła zniszczenia
dopełnił pożar z 1784 roku. Z zamkiem oraz miastem związana jest historia
ząbkowickich grabarzy i straszliwego monstrum zwanego Frankensteinem. Od
początków swojego istnienia aż do 1945 roku Ząbkowice Śląskie nosiły nazwę
Frankenstein. Pochodziła ona najprawdopodobniej od założycieli miasta
pochodzących z Frankonii. Cofnijmy się jednak nieco wstecz. Na początku XVII
wieku w mieście wybuchła straszliwa epidemia dżumy. Zmarła wtedy prawie 1/3
wszystkich mieszkańców. Jak się później okazało wszystkiemu winni byli
miejscowi grabarze, którzy z wykopanych zwłok preparowali specjalnie
przygotowane trucizny. Rozsypywali je następnie na polach, a także w mieście,
powodując śmierć wielu niewinnych ludzi. Dlaczego to robili? Powód jest prosty.
Im więcej trupów, tym więcej pracy, a co za tym idzie więcej zysków. Szajka
grabarzy, okradała też podobno domy zmarłych oraz ich grobowce. Cała ta
historia została opisana w kronice miasta prowadzonej przez jego burmistrza-
Marcina Koblitza. Wspominał on w niej, że w śledztwo zaangażowany był nawet
zespół specjalnie sprowadzonych lekarzy. Proces, który odbył się 20 września
1606 roku ostatecznie obarczył winą szajkę grabarzy złożoną z pięciu mężczyzn i
trzech kobiet. Przyznali się oni ponadto do tego, że wykopywali zmarłe kobiety
w ciąży, aby rozcinać im brzuchy i zjadać serca nienarodzonych płodów, czy
hańbienia dziewek na ołtarzu miejscowego kościoła oraz wielu innych strasznych
czynów. Większość z przewin była jednak wykrzyczana pod wpływem tortur jakim
byli poddani. Przestępcy zostali skazani na śmierć przez okaleczenie i spalenie
żywcem. Podczas męki jakiej byli poddani, miażdżono, łamano i urywano im
poszczególne części ciała. Podczas krwawego spektaklu wśród tłumu zdało się
słyszeć okrzyki ,,mordercy!”, ,,zbrodniarze!”, ,,wysłannicy diabła!”, aż w
końcu ktoś krzyknął potwory z Frankensteinu. O całej sprawie w
swoich kazaniach opowiadał także proboszcz Samuel Heinnitz. Jego przemowy
zostały spisane i wydane w 1609 roku pod tytułem „Historia prawdziwa o kilku
wykrytych i zniszczonych trucicielskich dziełach diabelskiego łowcy w czasie
zarazy roku 1606 w mieście Frankenstein na Śląsku”. Od tamtej pory ośmiu
zbrodniarzy sprowadzono w opowiadaniach do jednej postaci. Diabelskiego łowcy,
który opanowywał ludzkie umysły i zabijał niewinne istnienia. Upodobał on sobie
za siedzibę ząbkowicki zamek, a nazwany został Frankensteinem. Wydarzenia,
które miały miejsce w Ząbkowicach zostały opisane w jednym z numerów popularnej
gazety wydawanej w Augsburgu
„Newe Zeyttung”. Historia poszła więc w świat, a to jak twierdzą niektórzy nie
był jej koniec. Są zwolennicy teorii, która mówi, że historia z Ząbkowic
Śląskich zainspirowała brytyjską pisarkę Marię Shelley do napisania jej
największego dzieła „Frankenstein czyli nowoczesny Prometeusz”. Książka
powstała w 1818 roku i opowiadała historię Wiktora Frankensteina. Studenta,
który odkrył umiejętność ożywiania materii i stworzył ze zwłok zebranych na
cmentarzu przeraźliwe monstrum. Potwór będąc samotnym i nieszczęśliwym mścił
się na swoim twórcy, aby ostatecznie popełnić samobójstwo. Śmiało można więc
stwierdzić, że pewne fakty idealnie zgadzają się ze sobą. Jakim jednak cudem
młoda Maria mogła ponad 200 lat później przeczytać lub usłyszeć ową historię.
Teoria o ząbkowickim Frankensteinie ma i na to wytłumaczenie. Maria dość często
podróżowała do Szwajcarii. Tam podczas jednego ze spotkań wraz z mężem, ich
przyjacielem - lordem Jerzym Gordonem Byronem oraz doktorem Janem Polidorii
rozmawiali o wampirach i zjawiskach nadprzyrodzonych. Autorka twierdzi, że
skutkiem tej dysputy był sen, w którym powstała historia, następnie spisana na
karty książki. Jednak bardzo prawdopodobne jest, że doktor Polidorii, który
lubował się w tego typu opowieściach ( sam napisał później jedną z pierwszych
książek o wampirach) przyniósł na to spotkanie rozmaite materiały traktujące
właśnie o zjawiskach nadprzyrodzonych. To właśnie wśród nich miała być spisana m.in. historia
ząbkowickich grabarzy. Jak było naprawdę, tego już nigdy się nie dowiemy.
Ruiny zamku górują nad
okolicą, położone na wyniesionym na 396m n.p.m wzgórzu, którego strome zbocze
opada ku prawemu brzegowi Nysy Szalonej. Budowę warowni rozpoczął w XIII wieku
Bolesław II Łysy, zwany Rogatką. Po jego śmierci 1378 roku, jego syn, książę
świdnicko-jaworski Bolko I kontynuował budowę zamku. To właśnie na jego cześć
obiekt nazwano Bolkowem. Kolejnej przebudowy dokonywali kolejno książę Bernard
i Bolko II Mały, którego bezpotomna śmierć spowodowała, że zamek na wiele lat
trafił do korony czeskiej. Z ostatnim z rodu Piastów związana jest smutna
legenda. Młody Bolko zakochany był ogromnie z pięknej córce rycerza Lottara,
Kunegundzie. Jego ojciec nie mógł pozwolić na to małżeństwo, ponieważ
ważniejszy był mariaż polityczny, a młodzieńcowi została już wybrana austriacka
księżniczka Agnieszka. Młody książę nie mógł pogodzić się z tą myślą, która
ciągle zaprzątała mu głowę. Jego matka postanowiła, że wyśle gdzieś z daleką
misją Lottara, gdzie następnie podstępnie uwięzi. Kunegundę natomiast zamknie w
klasztorze , gdzie świat o niej zapomni. Bolko był wielce zasmucony wieścią, że
jego ukochana wraz z ojcem zaginęli, zgodził się więc w końcu na ślub. Matka
bojąc się, że prawda wyjdzie na jaw, postanowiła pozbyć się byłej ulubienicy
syna. Wynajęła w tym celu zielarza, który miał sporządzić śmiertelną truciznę.
Ten przekazał zadanie swojemu uczniowi Jakubowi, który nieświadom był tego co
ma uczynić. Młodzieniec odkrywszy spisek poinformował o nim przełożoną
klasztoru. Na jej rozkaz urządzona została mistyfikacja, a w klasztorze
zakopano pusta trumnę. Kunegunda natomiast przeniosła się do Jakuba, podając
się za jego bratanicę. Dziewczyna cały czas miała w sercu swego ukochanego,
dlatego bardzo chciała się dowiedzieć o nim czegokolwiek. Jakub, który chciał
jej pomóc, postanowił, że zostanie błaznem w służbie księcia. Księżna matka
zmarła chwilę potem, a jej syn Bolko doczekał się potomka Bolesława.
Wtajemniczeni w spisek postanowili, że więzienie Lottara jest już bezpodstawne.
Rycerz dowiedziawszy się, że jego córka została otruta, a za wszystkim stoi
niecny błazen, postanowił zemstę. Dokładnie 29 lipca 1367 roku niepostrzeżenie
dostał się na zamek. Tam zobaczył Jakuba
bawiącego się z chłopczykiem. Nie wahając się długo podbiegł do nich i
wymawiając słowa: ,, Twój syn za moja córkę” zabił dziecko toporem.
Zdesperowany ojciec nie wiedział, że to syn księcia i że błazen uratował jego
córkę. Oszołomiony Jakub, nie wiedząc co ma począć, powiedział, że przypadkiem
trafił dziecko cegłą. Na nic pomogły tłumaczenia, chłopak został skazany i
chwile potem ścięty. Lottar dowiedział się jednak od matki Jakuba jak wyglądała
prawda. Rycerz był bardzo przejęty, ale jednocześnie szczęśliwy, że jego córka
jest cała i zdrowa. Duch nieszczęsnego Jakuba do dzisiaj pojawia się na murach
zamku w Bolkowie, a tułaczka jego duszy ciągle trwa. Sam Bolków został odbity Czechom
przez króla Węgierskiego Macieja Korwina w 2 połowie XV wieku, a odzyskał go
Władysław Jagiellończyk. XVII wiek, a w nim wojny ze Szwecję bardzo mocno
zniszczyły zamek. Jego uwcześni właściciele Zeidlitzowie postanowili sprzedać w
1703 roku, będący w ruinie zamek, cystersom. Kolejne lata to m.in. burze, które
kolejno niszczyły obiekt, a także panowanie pruskie, podczas którego zamek
popadł w jeszcze większą ruinę, stanowiąc nawet materiał pod budulec. Ponownie
zainteresowano się obiektem tuż po II wojnie światowej, powstała na zamku filia
muzeum wrocławskiego, a w 1957 rozpoczęto prace konserwatorskie.