Na przesmyku pośród
jezior Trześniewskiego oraz Łagowskiego, na niewielkim wzgórzu
morenowym wznosi się zamek w Łagowie. Pierwsze wzmianki na temat
drewnianego grodu castrum
Lagowe
pochodzi z 1299 roku, kiedy to tymi terenami rządzili
Brandenburczycy. W 1347 roku burgrabia Ludwik borykał się ze
sporymi problemami finansowymi. Rosnący dług, zmusił go więc do
sprzedania obiektu. Zakupu dokonał Rycerski Zakon Szpitalników św.
Jana Jerozolimskiego zwany Rodyjskim i Maltańskim, w skrócie
Joannici. Zakon ten powstał we Włoszech, krótko prze I wyprawą
krzyżową. Jednak to właśnie krucjaty na Bliskim Wschodzie
przyniosły mu sławę, prestiż, a także ważną w Europie pozycję.
W 1291 roku wraz z Templariuszami zamieszkali na Cyprze, a po
likwidacji Zakonu
Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona, przenieśli się na
Rodos, przyjmując nazwę kawalerów rodyjskich. Ich flota stanowiła
ważną siłę w basenie Morza Śródziemnego, dlatego ich interesy
mocno kłóciły się z planami Imperium Osmańskiego. Wypędzeni z
wyspy przez Turków rycerze, otrzymali we władanie Maltę, od której
powstała nazwa kawalerzy maltańscy. Zakon posiadał liczne
komandorie na terenie całej Europy. W Łagowie zakonnicy mieszkali
aż do 1810 roku, kiedy to władze pruskie dokonały jego
sekularyzacji. Obiekt na przestrzeni wieków dość szczęśliwie
ominęły wojenne zawieruchy. Jedyny epizod z historii zamku, to
wojna siedmioletnia, podczas której miało miejsce krótkotrwałe
przejęcie go przez wojska szwedzkie, a potem próba odbicia przez
armię brandenburską. Zaniedbany zamek , po wojnie, na swoją
siedzibę wybrało Stowarzyszenie Historyków Sztuki, a potem
Towarzystwo Muzyczne im. Henryka Wieniawskiego. W 1971 roku przejął
go Ośrodek Sportu i Turystyki, który do dzisiaj prowadzi w nim
hotel. Z Łagowskim zamkiem swoje losy wiąże widmo Rycerza w
Płomieniach. Jest to zjawa która pojawia się w letnie i wiosenne
dni, zazwyczaj w trakcie burzy. Co ciekawe nigdy nie zobaczyła jej
żadna kobieta, co pozwala sądzić, że postać ukazuje się tylko
mężczyznom. Historię o duchu potwierdzają relacje pruskich
urzędników, którzy przyjechali z wizyta służbową do Łagowa.
Pierwszy z nich von Harlem odwiedził zamek 16 marca 1820 roku. Jak
wynika z jego relacji w nocy obudziła go zjawa zakutego w zbroję
rycerza, który cały stał w płomieniach. W oficjalnym raporcie do
swojego przełożonego bardzo dokładnie opisał całe zajście,
podkreślając, że zjawa, którą widział łudząco przypominała
rycerza wykutego na nagrobnej płycie w miejscowym kościele .
Świadkiem pojawienia się ducha był również Erdmann ze Słońska,
który w nocy również natrafił na zjawę. Nie są to jedyne
relacje, które mówią o Rycerzu w Płomieniach. W 1967 roku, pewien
student, w trakcie burzy schodził z zamkowej wieży. Wtedy właśnie
po uderzeniu pioruna ukazało się widmo. Chłopak próbował z nim
porozmawiać używając różnych języków, jednak postać zniknęła.
Podobno ducha widywali także pracownicy zamku. Kim jednak jest ów
rycerz? Jest to najprawdopodobniej jeden z łagowskich komandorów, a
dokładniej Andrzej
von Schlieben. Żył on w XVI wieku i jako pierwszy z zakonników, w
1544 roku, złamał śluby czystości, żeniąc się oraz zakładając
rodzinę. Wywołało to ogromną burzę i dyskusję wśród członków
zakonu. Wydarzenie to spowodowało również zmianę pewnego poglądu,
który jak dotąd był jednoznaczny, zakonnicy nie mogli wiązać się
w związki małżeńskie. Niedługo po tym zdarzeniu zgromadzenie
zakonne w Spirze usankcjonowało śluby zakonników, kończąc
ostatecznie problem celibatu. Od tamtego czasu minęło dużo czasu,
a duch Rycerza w Płomieniach wciąż pojawia się na zamku.
Niektórzy powiadają, że za występek wbrew prawu zakonnemu,
Schlieben został skazany na wieczne potępienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz