środa, 26 listopada 2014

Zamek w Dankowie

     Niewielki gotycki zamek pochodzący z okolic XV wieku, w 1632 roku rozbudował i umocnił Stanisław Warszycki, późniejszy kasztelan krakowski. Nad prawym brzegiem rzeki Liswarty stworzył warowną rezydencję, której fortyfikacje były tak imponujące, że przechodzące tędy podczas potopu wojska szwedzkie, ominęły twierdzę. Warszycki zasłynął w historii kraju z jednej strony jako brutalny Pan katujący swoich poddanych, z drugiej jako wierny patriota i pierwszy obrońca Rzeczpospolitej. Historia zamku w Dankowie jest związaną z tą okrutniejszą stroną kasztelana. Już sama budowa twierdzy była usłana trupami. Szlachcic ściągnął do budowy obiektu większość okolicznych chłopów i nie stronił przy tym od bata. Jego okoliczne sądy słynęły z surowości, a wszystkie wyroki wykonywał utrzymywany przez niego prywatny kat. ,,Wśród ofiar kasztelana znaleźć się miała również jego trzecia żona (młodsza od męża o lat prawie czterdzieści) Jadwiga, córka wojewody bełżyckiego”1. Była ona podobno zaręczona wcześniej z księciem Ottonem Schafgotschem, a rodzice wydali ją jednak za Warszyckiego. Pewnego dnia były narzeczony zakradł się do zamku w przebraniu i zaczął namawiać Panią Dankowa do ucieczki. Usłyszał to ktoś ze służby i prędko doniósł kasztelanowi. Ten nie zastanawiając się długo kazał wysadzić komnatę, w której rozmawiali kochankowie. Po śmierci strasznego Pana jego ród popadł w niepamięć, a zamek spłonął, by w XVI wieku popaść w całkowitą ruinę. Do dzisiaj jednak dusza okrutnika nie może zaznać spokoju. Nie raz w upalne dni, w samo południe widywano postać jeźdźca bez głowy na koniu. Zjawa przedstawiała szlachcica w kontuszu, z szablą u boku. Świadkowie twierdzili, że widmo za każdym razem było inaczej ubrane i do dzisiaj można je spotkać w okolicach ruin zamku i rzeki Liswarty. Warszycki za życia dokonał tylu strasznym czynów, że jego zjawa pod postacią czarnego psa, skazana na wieczne potępienie pojawia się także w pobliskim zamku w Ogrodzieńcu.

1. Haining P., Leksykon duchów. Warszawa 1990, str. 140

1 komentarz: