Bernardynki trafiły
do Drzewicy po tym jak w 1675 roku spłonął ich klasztor przy
niezachowanym do dzisiejszych czasów kościele św. Stanisława.
Ufundowała go potomkini rodu Drzewickich – Anna z Bąkowca-
Drzewicka. Mówi się, że jakieś fatum musiało wisieć nad
mniszkami, ponieważ w 1814 roku, któregoś grudniowego dnia, po
zakończonych roratach na zamku wybuchł pożar. Niektóre z sióstr
nie dogasiły do końca swoich świeć, a to właśnie od nich ogień
przedostał się na kotarę, a potem na całą budowlę. Obiekt
spłonął doszczętnie i już nigdy nie został ponownie odbudowany.
Popadł on w ruinę i odszedł w zapomnienie. Historia bernardynek
nie zakończyła się jednak w Drzewicy. Przeniosły się one do
małej wsi Święta Katarzyna położonej na ziemi świętokrzyskiej
u stóp Gór Świętokrzyskich. Tam po niespełna 33 latach w 1847
roku ich klasztor ponownie spłonął. Za swoją nieostrożność i
nie sumienność w wykonywaniu wyznaczonych obowiązków ich dusze
zostały skazane na wieczną tułaczkę. Kiedy nadchodzi bezchmurna
noc, a na niebie pojawiają się pierwsze gwiazdy. Na zamku zaczynają
się dziać dziwne rzeczy. Gdzieś z oddali słychać płacz, a wśród
ruin jęki. Właśnie wtedy pośród murów widywany jest widmowy
orszak bernardynek. Idą one spuszczając głowy, a w rękach
trzymając zgaszone świecie. W oddali słychać ich błagalne modły
i zawodzące głosy. Zmierzają do zamkowej kaplicy, gdzie klęcząc,
modlą się i proszą o wybaczenie. Jednak kiedy zegar wybija północ
postacie nagle rozmywają się w powietrzu, a tajemniczy orszak po
prostu znika. ⇒ Córka Drzewieckiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz