sobota, 22 listopada 2014

Zamek w Drzewicy

     Bernardynki trafiły do Drzewicy po tym jak w 1675 roku spłonął ich klasztor przy niezachowanym do dzisiejszych czasów kościele św. Stanisława. Ufundowała go potomkini rodu Drzewickich – Anna z Bąkowca- Drzewicka. Mówi się, że jakieś fatum musiało wisieć nad mniszkami, ponieważ w 1814 roku, któregoś grudniowego dnia, po zakończonych roratach na zamku wybuchł pożar. Niektóre z sióstr nie dogasiły do końca swoich świeć, a to właśnie od nich ogień przedostał się na kotarę, a potem na całą budowlę. Obiekt spłonął doszczętnie i już nigdy nie został ponownie odbudowany. Popadł on w ruinę i odszedł w zapomnienie. Historia bernardynek nie zakończyła się jednak w Drzewicy. Przeniosły się one do małej wsi Święta Katarzyna położonej na ziemi świętokrzyskiej u stóp Gór Świętokrzyskich. Tam po niespełna 33 latach w 1847 roku ich klasztor ponownie spłonął. Za swoją nieostrożność i nie sumienność w wykonywaniu wyznaczonych obowiązków ich dusze zostały skazane na wieczną tułaczkę. Kiedy nadchodzi bezchmurna noc, a na niebie pojawiają się pierwsze gwiazdy. Na zamku zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Gdzieś z oddali słychać płacz, a wśród ruin jęki. Właśnie wtedy pośród murów widywany jest widmowy orszak bernardynek. Idą one spuszczając głowy, a w rękach trzymając zgaszone świecie. W oddali słychać ich błagalne modły i zawodzące głosy. Zmierzają do zamkowej kaplicy, gdzie klęcząc, modlą się i proszą o wybaczenie. Jednak kiedy zegar wybija północ postacie nagle rozmywają się w powietrzu, a tajemniczy orszak po prostu znika. Córka Drzewieckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz